PIŁKA NOŻNA. Drugi raz tej wiosny przed własną publicznością zagrał MKS Miłakowo. Na stadionie nad rzeką Miłakówką podopieczni Dariusza Giemzy na własną prośbę przegrali z Drwęcą.
Pięciu kontuzjowanych, jeden pauzujący za nadmiar kartek i jeden przeziębiony nie mogli zagrać w zespole gospodarzy przeciwko Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie. Trzy kontuzje dopadły miłakowian po ostatnim spotkaniu z Grunwaldem Gierzwałd. Generalnie trener Giemza nie mógł wystawić do gry Daniela Giemzy, Karola Joniuka, Julka Cymbalak, Piotra Małysy, Michała Budki i Tomasza Mikołaja. Jakby tego było mało to przeziębienie wykluczyło napastnika Mateusza Kwiatka. Z takimi ubytkami kadrowymi trudno było myśleć o korzystnym wyniku na koniec spotkania z nowomieszczanami.
Mimo tego w pierwszej części gry piłkarze z Miłakowa powinni rozstrzygnąć wynik na swoją korzyść. Sam Piotr Kuper mógł załatwić ekipę Drwęcy, ale kilka razy przestrzelił w sytuacjach stuprocentowych. – Po tych akcjach powinno być 3:0 i mielibyśmy mecz zamknięty – skomentował trener Giemza.
W końcu jednak gospodarze zdobyli gola, a sztuki tej w 42. min dokonał Kacper Bednarz. To niestety były wszystkie wyczyny strzeleckie miłakowian w tym meczu. Piłkarze MKS do 67. min utrzymali jednobramkową przewagę. Niestety później nastały cztery minuty, które wstrząsnęły Miłakowem. Drwęca zdobyła dwie bramki. Po tym nowomieszczanie kontrolowali przebieg wydarzeń na boisku i dowieźli prowadzenie do końcowego gwizdka arbitra.
– Mogliśmy jeszcze doprowadzić do remisu, a nawet pokusić się o trzy punkty – dodał trener MKS Miłakowo. Ale swoich sytuacji w końcówce nie wykorzystali Kacper Bernatowski i Mateusz Hubacz. Na koniec chcę się odnieść do ostatniego artykułu, a mianowicie komentarza trenera “Gandalfa”, krytykującego grę Miłakowa. Skoro jest takim fachowcem to ciekawe dlaczego nikt nie chce z nim pracować.
MKS Miłakowo – Drwęca Nowe Miasto Lubawskie 1:2 (1:0) 1:0 – Bednarz (42), 1:1 – (67), 1:2 – (71)