OSTRÓDA. Była niedziela 10 kwietnia, około godz. 14 zgłoszony został pożar dachu budynku Zespołu Szkół Zawodowych im. Staszica. Szkolne mienie ratowali strażacy, nauczyciele i uczniowie. Akcja trwała blisko 17 godzin.
10 kwietnia 1994 roku w porze obiadowej wybuchł pożar w budynku ostródzkiego „Staszica”. Ogień pojawił się na poddaszu „zawodówki”, a ciemny dym szybko stał się widoczny nad całą Ostródą. Setki ostródzian oglądali pożar z nieistniejącego już Placu Wolności, gdzie teraz jest Galeria Mazurska.
W książce Tomasza Ostrowskiego „Zarys dziejów pożarnictwa powiatu ostródzkiego 1949-2019” czytamy m.in.: „Jednym z najbardziej pamiętnych pożarów w powojennej Ostródzie był pożar Zespołu Szkół Zawodowych przy ul. Wyszyńskiego 2 w Ostródzie. Doszło do niego około godziny 14 10 kwietnia 1994 roku. Służbę dyspozytora pełnił wtedy Konrad Krajewski. (…) Jako pierwszy dowodzenie działaniami objął dowódca sekcji Leszek Gnat. Wprowadzono klatką schodową dwa prądy wody na objęte pożarem poddasze, a także rozpoczęto podawanie wody z drabiny mechanicznej. Po kilku minutach dowodzenie akcją przejął starszy aspirant Krzysztof Krześniak, dowódca Jednostki-Ratowniczo Gaśniczej, a następnie starszy kapitan Marek Wajdyk, ówczesny komendant rejonowy. (…)”
Równolegle z gaszeniem pożaru rozpoczęta została ewakuacja szkoły. Z klas na najwyższych kondygnacjach budynku wynoszono wszystko co się udało wynieść. Wiele uwagi w tym dniu poświęcono na zabezpieczenie – to znaczy wyniesienie – książek ze szkolnej biblioteki. Strażakom pomagali, nauczyciele z „zawodówki”, żołnierze z istniejących jeszcze wtedy w Ostródzie jednostek wojskowych, z pomocą przyszli też sami uczniowie.
– Graliśmy wtedy z chłopakami w piłkę na boisku przy „czwórce” (SP 4) i zobaczyliśmy dym – wspomina Dariusz Struk, wtedy uczeń drugiej klasy trzyletniego technikum mechanicznego w “Staszicu”. – Pierwsza myśl, która pojawiła się w głowie: buda się pali i nie będzie trzeba chodzić do szkoły. Ale całą grupą pobiegliśmy do szkoły. Od razu razem z nauczycielami wynosiliśmy książki i inny sprzęt szkolny, wszystko co się dało. Później nawet na jednym z apeli dostałem podziękowanie od dyrektora. Pamiętam później te zalane klasy i naukę w piwnicach.
Swoimi wspomnieniami o dniu pożaru, dyżurach zaraz po akcji, zaangażowaniu nauczycieli i odbudowie podzieliła się z nami ówczesna wicedyrektor ostródzkiego „Staszica” Anna Rutkiewicz.
– Gęsty od strony naszej szkoły zobaczyłam z okna mieszkania – opowiada moja nauczycielka języka rosyjskiego. – Zadzwonił Leszek Eszer (wówczas dyrektor ZSZ im. Staszica), niepewność zamieniła się w szok. „Moja szkoła się pali!” Kiedy podjechaliśmy z mężem na Plac Wolności, już strażacy byli w akcji. Adrenalina. Wbiegliśmy do budynku, trwała akcja ratowania księgozbioru z naszej biblioteki. Kilkanaście osób (także spoza szkoły) ustawiło się na schodach i podawało książki z rąk do rąk. Pożar ugaszono, ale krokwie, zdaniem strażaków, wciąż mogły żarzyć się w środku, więc dzieląc się na grupy, dyżurowaliśmy w budynku przez całą dobę. Ocenialiśmy zniszczenia – sale zalane od góry do parteru. Zapach spalenizny i wilgoci prześladował bardzo długo. Potem był czas odbudowy, starania się o fundusze. Zorganizowaliśmy aukcje, robiliśmy zbiórki. Udało się.
Akcja gaśnicza trwała blisko 17 godzina , zaangażowanych w nią było 54 strażaków. W trakcie działań trzech zostało rannych. Ponadto policjanci, żołnierze i służby pogotowia ratunkowego, energetycznego i gazowego. Straty spowodowane pożarem oszacowane zostały na ponad 1 miliard ówczesnych złotych, ale udało się uratować mienie o wartości 3 miliardów złotych.